Kiedy dzisiaj sięgamy po kieliszek likieru, myślimy raczej o czymś słodkim, lekko serwowanym albo efektownym dodatku do kawy. Ale jeszcze kilka wieków temu – ten sam niektóre rodzaje alkoholi traktowane były jak lekarstwa. Likier miał nie tylko smakować, ale i leczyć. I to dosłownie!
Od klasztornej apteki do barku
Historia likierów to tak naprawdę historia średniowiecznych mnichów. W czasach, gdy medycyna była bardziej sztuką prób i błędów niż nauką, klasztorne apteki eksperymentowały z macerowaniem ziół, korzeni i owoców w alkoholu. Alkohol świetnie konserwował rośliny i wydobywał z nich substancje czynne. Tak powstały pierwsze „eliksiry życia”, które miały wzmacniać, poprawiać trawienie i odpędzać choroby.

Chartreuse, produkowany przez kartuzów we Francji, do dziś owiany jest legendą – mówi się, że zawiera ponad 130 ziół i przypraw, a jego pełną recepturę znają tylko dwaj mnisi! Podobnie Bénédictine z Normandii, którego historia sięga XVI wieku – według legend miał nie tylko dodawać sił, ale też uspokajać skołatane nerwy. Warto wspomnieć również o szkockim Drambuie, miodowo-ziołowym likierze, który według tradycji powstał z tajnej receptury przekazanej klanowi MacKinnon przez samego Bonnie Prince Charlie’ego w XVIII wieku. Z kolei Elixir d’Anvers, belgijski specjał stworzony w XIX wieku, zawiera kilkadziesiąt składników i do dziś uchodzi za likier o właściwościach „wzmacniających żołądek”. Wszystkie te przykłady pokazują, że dawniej alkohol wcale nie był traktowany jak przyjemność dla podniebienia, lecz jako istotny składnik domowej apteczki.
Eliksir młodości… i odwagi
W renesansowej Europie modne stało się picie „aqua vitae” – wody życia. To właśnie wtedy alkohol zaczęto uważać za środek nie tylko rozgrzewający, ale wręcz przedłużający życie. Wierzono, że kieliszek likieru potrafi wyleczyć niemal wszystko - od migreny, poprzez niestrawność, po złamane serce. Niektóre receptury powstawały z dziesiątek, a nawet setek ziół – im bardziej skomplikowany skład, tym większe nadzieje pokładano w cudownym działaniu mikstury. Często takie trunki nosiły dumne nazwy w stylu elixir vitae czy aqua mirabilis, a ich twórcy obiecywali nie tylko zdrowie, ale i długowieczność. Oczywiście, jak łatwo się domyślić, działał głównie „efekt placebo” – a może po prostu procenty robiły swoje.

Jak likiery trafiły na salony?
Z czasem likiery przestały być tylko domeną aptek i klasztorów. W XIX wieku stały się modnym dodatkiem do spotkań towarzyskich – podawano je po obiedzie, serwowano w ozdobnych karafkach i traktowano z dużą estymą. Nie była to już mikstura mająca leczyć, ale raczej słodki akcent kończący ucztę, często towarzyszący deserowi lub kawie. W dobrym tonie było mieć w barku kilka rodzajów likierów, a ich kolekcjonowanie i podawanie gościom stało się niemal sztuką.
W Polsce z kolei prawdziwą karierę zrobiły domowe nalewki, które na szlacheckich dworach były wręcz obowiązkowym elementem stołu – tak samo ważnym jak wino czy miód pitny. Przepisy na wiśniówki, pigwówki czy orzechówki przekazywano z pokolenia na pokolenie. Każdy dwór miał swoje tajemne receptury, a gościnność często mierzono tym, jaką butelkę gospodarz wyciągał dla swoich gości.
Jak jest dzisiaj?
Dzisiaj likiery rzadko traktujemy jak lekarstwa, chociaż… kto z nas nie zna „nalewki na żołądek” od babci? W pewnym sensie stara tradycja wciąż ma się dobrze. W wielu domach wciąż znajdziemy butelki z własnoręcznie przygotowanymi nalewkami – na wiśniach, pigwie czy orzechach włoskich – które stoją na półce nie tylko jako trunek, ale i jako „środek na przeziębienie”.

Wprawdzie nauka już dawno obaliła legendę o cudownych mocach eliksirów, jedno się nie zmieniło – kieliszek likieru potrafi poprawić humor, ożywić rozmowę i sprawić, że deser smakuje znacznie lepiej. W końcu trudno zaprzeczyć temu, że w małej dawce alkohol działa rozluźniająco i integrująco, a w połączeniu z aromatem ziół, owoców czy miodu ma w sobie coś kojącego. I może właśnie to jest jego największa „lecznicza” moc – nie w cudownych właściwościach medycznych, ale w tym, jak potrafi zbliżać ludzi.
Zobacz też
- Cocktail Stories – historie najsłynniejszych koktajli
- Mocne alkohole, które warto przywieźć z Czech i Słowacji – co kupić, a czego unikać?
- Alkohole agenta 007 - Bond raczył się nie tylko martini
- Czy whisky może opowiedzieć historię? Storytelling w świecie mocnych alkoholi ma się bardzo dobrze
- Kobiety w świecie mocnych alkoholi - jak zmieniają branżę?