Etykieta butelki potrafi obiecać wszystko - wielowiekową tradycję, wodę z górskiego źródła, ręczne rzemiosło i wyjątkowy smak. Ale im częściej sięgamy po dobre alkohole – whisky, rum, gin, mezcal – tym bardziej okazuje się, że to, co najważniejsze, często nie jest powiedziane wprost. To właśnie te przemilczenia – dotyczące dodatków, technik produkcji, czy sprytnych chwytów marketingowych – potrafią mieć realny wpływ na jakość i odbiór trunku. Jak to wygląda w praktyce?
Kolor, który wcale nie jest taki naturalny
Wielu konsumentów zakłada, że kolor whisky wynika z czasu spędzonego w beczce. Niestety, nie zawsze tak jest. Często do whisky (zwłaszcza szkockiej i niemieckiej) dodaje się karmel spożywczy E150a, który służy wyłącznie do ujednolicenia jej barwy. Nie ma on znaczącego wpływu na smak, ale może przytłumić niektóre aromaty odczuwane w nosie, szczególnie w trunkach o niższej mocy. Co ważne, dodatek ten nie musi być wcale zaznaczony na etykiecie – z wyjątkiem kilku krajów, gdzie wymaga się odpowiednich oznaczeń. W większości przypadków, brak adnotacji o naturalnym kolorze oznacza, że do trunku prawdopodobnie coś dodano.

Woda z górskiego źródła? Niekoniecznie
Woda to składnik mający kluczowy wpływ na profil alkoholu – zarówno na etapie zacieru, jak i podczas rozcieńczania destylatu przed butelkowaniem. Część destylarni chwali się wodą z lokalnych źródeł, ale nie zawsze używa jej w każdej fazie produkcji. Często „cutting water” pochodzi z bardziej dostępnych źródeł, w tym z wodociągów, i jest po prostu filtrowana, demineralizowana, a następnie mineralnie rekonstruowana, by dopasować się do oczekiwanego profilu. Nie zawsze warto więc ufać poetyckim opisom umieszczonym na butelce trunku.

„Craft” - co to właściwie oznacza?
Termin „craft” nie posiada formalnej definicji ani w Unii Europejskiej, ani w Stanach Zjednoczonych. Oznacza to, że równie dobrze może go używać mikrodestylarnia z jednym alembikiem, jak i wielki koncern butelkujący alkohol produkowany masowo przez podwykonawcę. W USA w latach 2010–2015 wiele „rzemieślniczych” marek korzystało z tego samego spirytusu z Midwest Grain Products (MGP), tylko pod inną nazwą i etykietą. W Europie sytuacja wygląda podobnie. Słowo „craft” stało się raczej narzędziem marketingowym niż gwarantem jakości lub uczciwego procesu. Mowa tutaj nie tylko o alkoholach. Jak grzyby po deszczu wyrastają przecież kraftowe browary, piekarnie czy nawet kebabownie.
Whisky bez wieku, czyli NAS w praktyce
Coraz więcej butelek whisky dostępnych na rynku nie ma umieszczonej na etykiecie informacji o wieku trunku. Są to tzw. NAS-y (No Age Statement). Formalnie prawo wymaga, by na etykiecie widniał wiek, jeśli producent go podaje – i wtedy dotyczy on najmłodszego destylatu w butelce. Brak oznaczenia wieku daje większą swobodę mieszania młodszych, bardziej dostępnych i tańszych whisky, bez narażania się na zarzut sprzedaży „młodej whisky za duże pieniądze”. Wprawdzie nie każdy NAS to zły trunek, ale dla konsumenta to zdecydowanie mniejsza przejrzystość i trudność w ocenie wartości produktu.

Co jeszcze się przemilcza?
Niektóre informacje pomijane są od lat bardzo konsekwentnie. Filtracja na zimno (tzw. chill-filtration) poprawia klarowność trunku, ale może jednocześnie usuwać część olejków i estrów odpowiedzialnych za smak i aromat. Informacje o typach beczek bywają podawane bardzo ogólnie – „sherry cask finish” może oznaczać kilka tygodni kontaktu z beczką po sherry, a nie całe kilkuletnie dojrzewanie. Nawet „single malt” nie oznacza tego, że alkohol pochodzi z jednej beczki – to najczęściej mieszanka wielu beczek z jednej destylarni. Takie niuanse, chociaż technicznie zgodne z przepisami, są rzadko wyjaśniane konsumentowi. Jak widać jest całkiem sporo niejasności w tym temacie. Warto się więc edukować i mieć oczy dookoła głowy. Na pewno nie można ufać wszystkim słyszanym sloganom marketingowym, bo bardzo często niewiele mają wspólnego z prawdą.